sobota, 5 września 2020

Zachęcamy do czytania fragmentów Balladyny

Juliusz Słowacki

 Balladyna

 Tragedia w pięciu aktach

 

 KOCHANY POETO RUIN!

 

Pozwól, że pisząc do ciebie zacznę od apologu, który mi opowiedziano nad Salaminy zatoką.

Stary i ślepy harfiarz z wyspy Scio przyszedł nad brzegi Morza Egejskiego,
a usłyszawszy z wielkim hukiem łamiące się fale myślał, że szum ów pochodził od zgiełku ludzi, którzy się zbiegli pieśni rycerskich posłuchać. — Oparł się więc na harfie i śpiewał pustemu morza brzegowi: a kiedy skończył, zadziwił się, że żadnego ludzkiego głosu, żadnego westchnienia, żadnego pieśń nie zyskała oklasku. Rzucił więc harfę precz daleko od siebie,
a te fale, które śpiewak mniemał tłumem ludzkim, odniosły złote pieśni narzędzie i położyły mu je przy stopach. I odszedł od harfy swojej smutny Greczyn nie wiedząc, że najpiękniejszy rapsod nie w sercach ludzi, ale w głębi fal Egejskiego Morza utonął.

Kochany Irydionie! ta powiastka o falach i harfiarzu zastąpi wszelką do Balladyny przemowę. Wychodzi na świat Balladyna z ariostycznym uśmiechem na twarzy, obdarzona wnętrzną siłą urągania się z tłumu ludzkiego, z porządku i z ładu, jakim się wszystko dzieje na świecie, z nieprzewidzianych owoców, które wydają drzewa ręką ludzi szczepione. Niech naprawiacz wszelkiego bezprawia Kirkor pada ofiarą swoich czystych zamiarów; niech Grabiec miłuje kuchnią Kirkora; niechaj powietrzna Goplana kocha się w rumianym chłopie,
a sentymentalny Filon szuka umyślnie męczarni miłośnych i umarłej kochanki; niechaj tysiące anachronizmów przerazi śpiących w grobie historyków i kronikarzy: a jeżeli to wszystko ma wnętrzną siłę żywota, jeżeli stworzyło się w głowie poety podług praw boskich, jeżeli natchnienie nie było gorączką, ale skutkiem tej dziwnej władzy, która szepce do ucha nigdy wprzód nie słyszane wyrazy, a oczom pokazuje nigdy, we śnie nawet, nie widziane istoty; jeżeli instynkt poetyczny był lepszym od rozsądku, który nieraz tę lub ową rzecz potępił: to Balladyna wbrew rozwadze i historii zostanie królową polską — a piorun, który spadł na jej chwilowe panowanie, błyśnie i roztworzy mgłę dziejów przeszłości.

Uśmiechnij się teraz, Irydionie, bo oto naśladując francuskich poetów: powiem ci,
że Balladyna jest tylko epizodem wielkiego poematu w rodzaju Ariosta, który ma się uwiązać
z sześciu tragedii, czyli kronik dramatycznych. Cienie już różne ludzi niebyłych wyszły ze mgły przedstworzenia i otaczają mnie ciżbą gwarzącą: potrzeba tylko, aby się zebrały w oddzielne tłumy, ażeby czyny ich ułożyły się w postacie piramidalne wypadków, a jedną po drugiej garstkę na świat wypychać będę; i sprawdzą się może sny mego dzieciństwa. Bo ileż to razy patrząc na stary zamek, koronujący ruinami górę mego rodzinnego miasteczka, marzyłem, że kiedyś w ten wieniec wyszczerbionych murów nasypię widm, duchów, rycerzy; że odbuduję upadłe sale i oświecę je przez okna ogniem piorunowych nocy, a sklepieniom każę powtarzać dawne Sofoklesowskie „niestety”! A za to imię moje słyszane będzie w szumie płynącego pod górą potoku, a jakaś niby tęcza z myśli moich unosić się będzie nad ruinami zamku. — O! nie mów mi, że z dzwonków polnych większa ozdoba ruinom niż z tego wieńca myśli, w który
je ubierze poeta: bo choć róże rosnące na ruinach pałacu Nerona rozwidniały nam pięknie
te gruzy: to jednak jaśniej mi je oświecił ów duch Irydiona, któregoś ty pod krzyżem w Koloseum położył i nakrył złotymi skrzydłami anioła.

 

Tak więc, kiedy ty dawne posągowe Rzymian postacie napełniasz wulkaniczną duszą wieku naszego, ja z Polski dawnej tworzę fantastyczną legendę, z ciszy wiekowej wydobywam chóry prorockie — i na spotkanie twojej czarnej, piorunowej, dantejskiej chmury prowadzę lekkie, tęczowe i ariostyczne obłoki, pewny, że spotkanie się nasze w wyższej krainie nie będzie walką, ale tylko grą kolorów i cieni, z tym smutnym dla mnie końcem, że twoja chmura, większym wichrem gnana i pełniejsza piorunowego ognia, moje wietrzne i różnobarwne obłoki roztrąci i pochłonie.

Doniosły mi sylfy, żeś powędrował teraz odwiedzić Etnę czerwoną: posłałem natychmiast Skierkę, aby ci na drodze wszystkie pootwierał kwiaty i wszystkie gwiazdy nad tobą zapalił; za to przez wdzięczność, stanąwszy na szczycie wulkanu, spojrzyj na mórz rozległe błękity i pomyśl, że niedawnymi czasy przez te zwierciadła wędrował okręt mój,
jak łabędź żaglami nakryty. Powiedz, czy nie dojrzysz jakiego rysu na fali, jakiego śladu
po zniknionym okręcie? Księża wtenczas śpiewali hymn do Najświętszej Panny, a ja stałem
z wlepionymi w ogień Etny oczyma, smutny, że mnie fala znów tylko do Europy odnosiła. Słuchaj w ciszy powietrznej, czy echo tego hymnu, który mi serce uciszał, nie drga dotąd
w kryształowej atmosferze? Szukaj mojego śladu w powietrzu i na fali, a jeśli o mnie na fali
i w powietrzu nie słychać, to znajdź mnie w sercu twoim i niech ja będę jeszcze z tobą przez jedną godzinę. Wszak darem to jest Boga, że my umiemy myślą latać do siebie w odwiedziny.

Rozpisałem się długo, a zamierzyłem był tylko napisać

 

AUTOROWI „IRYDIONA”

na pamiątkę

„BALLADYNĘ”

                                                                                            poświęca

                                                                                Juliusz Słowacki

 

Paryż, d. 9 lipca 1839 r.

 

 

 

 

 


 OSOBY

 

PUSTELNIK — Popiel III wygnany

KIRKOR — pan zamku

MATKA — wdowa

Pole tekstowe: jej córkiBALLADYNA

ALINA                 

FILON — pasterz

GRABIEC — syn zakrystiana

FON KOSTRYN — naczelnik straży w zamku Kirkora

GRALON — rycerz Kirkora

KANCLERZ

WAWEL — dziejopis

PAŹ

POSEŁ ZE STOLICY GNEZNA

OSKARŻYCIEL SĄDOWY

LEKARZ KORONNY

Pany, rycerze, służba zamkowa, wieśniacy, dzieci

 

OSOBY FANTASTYCZNE

 

GOPLANA — nimfa, królowa Gopła

CHOCHLIK

SKIERKA

 

               Za czasów bajecznych, koło jeziora Gopła

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 AKT PIERWSZY

 

 SCENA I

 

Las blisko jeziora Gopła — chata pustelnika ustrojona kwiatami i bluszczem. — Kirkor wchodzi w karaceńskiej zbroi, bogato ubrany, z orlimi skrzydłami…

 

 

KIRKOR

 

sam

 

Rady zasięgnąć warto u człowieka,

Który się kryje w tej zaciszy leśnej;

Pobożny starzec — ma jednak w rozumie

Nieco szaleństwa: ilekroć mu prawisz

O zamkach, królach, o królewskich dworach,

To jak szalony od rozumu błądzi,

Miota przekleństwa, pieni się, narzeka;

Musiał od królów doznać wiele złego,

I z owąd został przyjacielem gminu.

 

stuka do celi

 

Puk! puk! puk!

 

 

GŁOS Z CELI

 

Kto tam?

 

 

KIRKOR

 

Kirkor.

 

 

PUSTELNIK

 

wychodząc z celi

 

Witaj synu…

Czego chcesz?

 

 

KIRKOR

 

                               Rady

 

 

PUSTELNIK

 

                        Zostań pustelnikiem.

 

KIRKOR

 

Gdybym podstarzał dziesiątym krzyżykiem,

Może bym w smutne schronił się dąbrowy:

Ale ja młody, pan czterowieżowy,

Przemyślam dzisiaj, jak by się ożenić…

Poradź mi, starcze!

 

PUSTELNIK

 

Lat dwadzieścia z górą

Jak żyję w puszczy…

 

KIRKOR

 

Cóż stąd?

 

PUSTELNIK

 

Więc ocenić

Ludzi nie mogę — ani wskazać, którą

Weźmiesz dziewicę.

 

KIRKOR

 

                        Te, co rozkwitały

Z dzieciństwa pączków, gdyś ty żył na świecie,

Są dziś pannami… czerwony li biały

Pączek na róży, taka będzie róża…

Przypomnij niegdyś najpiękniejsze dziecię,

Białą, jak w ręku anielskiego stróża

Kwiat lilijowy — niech jej słowik śpiewny

Zazdrości głosu, a synogarlica

Wiernością zrówna… gdzie taka dziewica,

Wskaż mi, o starcze? Mówią, że królewny

Słyną wdziękami?

 

PUSTELNIK

 

                        Nieba! to ród węża.

Żona zbrodniami podobna do męża,

Córki do ojca, a do matek syny,

Jak w jednym gnieździe skłębione gadziny.

O bogdaj piorun!…

 

KIRKOR

 

                        Nie przeklinaj.

 

PUSTELNIK

 

                                                  Młody,

Przeklinaj ze mną — oni klątwy warci.

Bogdaj doznali, co pomor i głody!

Bogdaj piorunem na poły pożarci,

Padając w ziemi paszczą rozdziawioną,

Proch mieli płaszczem, a węża koroną.

Bogdaj! — Klnąc zbójcę potargałem siły,

Wściekłem się jako brytan uwiązany.

Bo też ja kiedyś byłem pan nad pany,

Stutysiącznemu narodowi miły,

Żyłem w purpurze, dziś noszę łachmany;

Muszę przeklinać. Miałem dziatek troje,

Nocą do komnat weszli brata zboje,

Różyczki moje trzy z łodygi ścięto!

Dziecinki moje w kołyskach zarżnięto!

Aniołki moje!… wszystkie moje dzieci!

 

KIRKOR

 

Któż jesteś, starcze?

 

PUSTELNIK

 

Ja… Król Popiel trzeci…

 

KIRKOR

 

schyla kolano

 

Królu mój!

 

PUSTELNIK

 

Któż mię z żebraki rozezna?…

 

KIRKOR

 

Uzbrajam chamy i lecę do Gnezna

Mścić się za ciebie…

 

PUSTELNIK

 

Młodzieńcze, rozwagi!

KIRKOR

 

Bezprawie gorzej od Mojżesza plagi

Kala tę ziemię i prędzej się szerzy;

Popiel, skalany dzieci krwią niewinną,

Niegodny rządzić tłumowi rycerzy.

Niech więc się stanie, co się stać powinno,

Pod okiem Boga, na tej biednej ziemi.

 

PUSTELNIK

 

Czy ty skrzydłami anioła złotemi

Z nieba zleciałeś?

 

KIRKOR

 

                        Na barkach orlicy

Para tych białych skrzydeł wyrastała;

Gdy na rycerskiej są naramiennicy,

Będziesz–li rycerz mniej niż owa biała

Ptaszyna ludziom użyteczny? — ma–li

Gadom przepuszczać rycerz uskrzydlony

Orła piórami?

 

PUSTELNIK

 

                        O mężu ze stali!

Ty jesteś z owych, którzy walą trony.

 

KIRKOR

 

Ty wiesz, jak nasza ziemia wszeteczeństwem

Króla skalana. Wiesz, jak Popiel krwawy

Pastwi się coraz nowym okrucieństwem…

Zaczerwienione krwią widziałem stawy:

Król żywi karpie ciałem niewolników.

Nieraz wybiera dziesiątego z szyków

I tnąc w kawały, ulubionym rybom

Na żer wyrzuca; resztę ciał wymiata

Na dworskie pola i czerwonym skibom

Ziarno powierza. Sąsiad ziemię kata

Na pośmiewisko zwie Rusią Czerwoną.

Dotąd żyjącym pod Lecha koroną

Bóg dawał żniwo szczęścia niezasiane,

Lud żył szczęśliwy; dzisiaj niesłychane

Pomory, głody sypie Boża ręka.

Ziemia upałem wysuszona pęka;

Wiosenne runa złocą się, nim ziarno

Czoła pochyli, a wieśniacy garną

Sierpami próżne tylko włosy żyta.

Ta sama Polska, niegdyś tak obfita,

Staje się co rok szarańczy szpichlerzem;

Niegdyś tak bitna, dziś bladym rycerzem

Z głodami walczy i z widmem zarazy.

 

PUSTELNIK

 

Ach, jam przeklęty! przeklęty! trzy razy

Przeklęty! winien jestem nieszczęść ludu.

 

KIRKOR

 

Jako, tyś winien?…

 

PUSTELNIK

 

                        Z rozlicznego cudu

Korona Lecha sławną niegdyś była,

W niej szczęścia ludu, w niej krainy siła

Cudem zamknięta… oto ja, wygnany,

Lud pozbawiłem tej korony.

 

KIRKOR

 

                        Starcze?…

 

PUSTELNIK

 

Korona brata mego jak liczmany

Fałszywa… moja pod spróchniałe karcze

Lasu wkopana… miałem ją do grobu

Ponieść za sobą.

 

KIRKOR

 

                        Skądże tej koronie

Cudowna władza?

 

PUSTELNIK

 

                        Ku ojczystej stronie

Wracali niegdyś od Betlejem żłobu

Święci królowie — dwóch Magów i Scyta.

Ów król północny zaszedł w nasze żyta,

Zabłądził w zbożu jak w lesie — bo zboże

Rosło wysokie jak las w kraju Lecha;

Więc zabłądziwszy rzekł: „Wyprowadź, Boże!”

Aż oto przed nim odkrywa się strzecha

Królewskiej chaty — bo Lech mieszkał w chacie. —

Wszedł do niej Scyta i rzekł: „Królu! bracie!

Idę z Betlejem, a gwiazda błękitna

Twoich bławatków ciągle szła przede mną,

Aż tu zawiodła”. — Lech rzekł: „Zostań ze mną.

Kraina moja szczęśliwa i bitna,

Jeśli chcesz, to się tą ziemicą z tobą

Dzielę na poły”. — Scyta rzekł: „Zostanę,

Lecz kraju nie chcę, bo ziemie złamane

Rozgraniczają się krwią i żałobą

Dzieci i matek”. Więc razem zostali;

Ale to długa powieść…

 

KIRKOR

 

                        Mów! mów dalej!

 

PUSTELNIK

 

Więc jako dawniej czynili mocarze,

Z Lechem się mieniał Scyta na obrączki;

A pokochawszy mocniej sercem, w darze

Dał mu koronę… stąd nasza korona.

Zbawiciel niegdyś wyciągając rączki

Szedł do niej z matki zadumanej łona;

I ku rubinom podawał się cały

Jako różyczka z liści wychylona,

I wołał: caca! i na brylant biały

Różanych ustek perełkami świecił.

 

KIRKOR

 

O biedny kwiatku! na tóż ty się kwiecił,

By cię na krzyżu ćwiekami przybito?

Czemuż nie było mnie tam na Golgocie,

Na czarnym koniu, z uzbrojoną świtą!

Zbawiłbym Zbawcę — lub wyrąbał krocie

Zbójców na zemstę umarłemu.

 

PUSTELNIK

 

                                                         Synu!

Bóg weźmie twoją pochopność do czynu

Za czyn spełniony. Wróćmy w nasze czasy.

Gdy mnie brat wygnał, uniosłem w te lasy

Świętą koronę…

 

KIRKOR

 

                        Wróci ona! wróci!

Przysięgam tobie… Lecz…

 

PUSTELNIK

 

                        Co chcesz powiadać?

 

KIRKOR

 

Nim Kirkor w przepaść okropną się rzuci

Szukając zemsty — chcę — chciałbym cię badać,

Na jakim pieńku zaszczepić rodowe

Drzewo Kirkorów, aby kiedyś nowe

Plemię rycerzy tronu twego strzegło?

Kogo wprowadzić w podwoje zamkowe

Z żony imieniem?

 

PUSTELNIK

 

                        Tylu ludzi biegło

Z pierścionkiem ślubnym za marą wielkości,

A prawie wszyscy wzięli kość niezgody

Zamiast straconej z żebra swego kości.

Postąp inaczej — ty szlachetny, młody;

Niechaj ci pierwsza jaskółka pokaże,

Pod jaką belką gniazdo ulepiła;

Gdzie okienkami błysną dziewic twarze,

A dach słomiany, tam jest twoja miła.

Ani się wahaj, weź pannę ubogą,

Żeń się z prostotą, i niechaj ci błogo

I lepiej będzie, niżbyś miał z królewną…

 

KIRKOR

 

Tak radzisz, starcze?

 

PUSTELNIK

 

                        Idź, synu, na pewno

Do biednej chaty — niechaj żona karna,

Miła, niewinna…

 

KIRKOR

 

                        Jaskółeczko czarna!

Ptaszyno moja, gdzie mię zaprowadzisz?

 

PUSTELNIK

 

Słuchaj mię, synu…

 

 

 

KIRKOR

 

                        Starcze, dobrze radzisz…

Prowadź, jaskółko!

 

Odchodzi Kirkor

 

PUSTELNIK

 

sam

 

                        O! ci młodzi ludzie,

Odchodzą od nas i wołają głośno:

Idziemy szukać szczęścia. Więc my, starce,

Cośmy przebiegli po tej biednej ziemi,

A nigdy szczęścia w życiu nie spotkali  

Możeśmy tylko szukać nie umieli…

Idź! idź! idź, starcze, do pustelnej celi…

 

Chce wchodzić do celi i zatrzymuje się na progu. Wchodzi Filon, pasterz. Zamyślony — fantastycznie we wstążki i kwiaty ubrany.

 

FILON

 

z egzaltacją

 

O! złote słońce! drzewa ukochane!

O! ty strumieniu, który po kamykach

Z płaczącym szumem toczysz fale śklane!

Rozmiłowane w jęczących słowikach

Róże wiosenne! z wami Filon skona!

Bo Filon marzył los Endymijona,

Marzył, że kiedyś po blasku miesiąca

Biała bogini, różami wieńczona,

Z niebios błękitnych przypłynie, i drżąca

Czoło pochyli, a koralowemi

Ustami usta moje rozpłomieni.

Ach! tak marzyłem! Ale na tej ziemi

Nie ma Dyjanny. Samotny uwiędnę

Jako fijołek — albo kwiat jesieni.

 

PUSTELNIK

 

Co znaczą owe narzekania zrzędne?

Młody szaleńcze, gdzie zimny rozsądek?

Wywracasz świata boskiego porządek,

A że ty chciwy Akteona wanien,

Czekasz na ziemi anielskiego bóstwa:

Dlatego tyle zestarzałych panien

Dotąd się mężów swych nie doczekały;

Szukaj kochanki na ziemi.

 

FILON

 

                                      Świat cały

Na próżno zbiegłem przeglądając mnóstwa

Dziewic śmiertelnych. Nieraz wzrok łakomy

Śledził spod złotej kapeluszów słomy

Żniwiarek twarze, podobne czerwienią

Makom zbożowym. Nieraz poglądałem

Na białe płótna, łąk jasną zielenią

Słońcu podane; rojąc serca szałem,

Że z bieli płócien jako z morskiej piany

Alabastrowa miłości bogini

Wyjdzie na słońce. Ach! tak obłąkany,

Żyłem na świecie jako na pustyni;

Nienasycony, dumający, rzewny.

Byłem na dworach, widziałem królewny

Podobne gwiaździe Wenus, co wynika

Wieczorem z nieba różowego zorzą,

Zaczerwieniona, ale bez promyka.

Serca nie mają, a sercem się drożą

Więcej niż koron brylantami.

 

PUSTELNIK

 

                                                     Głupcze!

Niedoścignionych gwiazd szalony kupcze!

Ty, co na dworach szukałeś kochanki:

Precz! precz ode mnie, kwiecie beznasienny,

Studniom niezdatny jak stłuczone dzbanki,

Światowi jako słońca blask jesienny

Bezużyteczny. Skoro na tron wrócę,

Zamknę cię w szpital szalonych lub rzucę

Na bakalarską ławę między dzieci.

 

FILON

 

Mój dobry ojcze! niechaj ci Bóg świeci!

Musisz być chory, gadasz nieprzytomnie.

 

PUSTELNIK

 

Wszyscy szaleńcy zlatują się do mnie,

A wszyscy marzą o królewskich dworach,

Myślą o królach, a kryją się w borach,

I jęczą, jęczą jak oślepłe sowy.

 

 

 

FILON

 

Wsadź, starcze, głowę w strumień kryształowy,

Może ochłonie.

 

PUSTELNIK

 

                        Woda nie obmyje

Na moim czole czerwonego pasu.

Widzisz! czy widzisz, jak korona ryje?

Dwudziestoletnie życie w głębi lasu

Nie zagoiło rany. Pas na czole,

A drugi taki pas mi serce płata;

Ten od korony,

 

                           pokazując na serce

 

                        ten od mieczów kata.

O! moje dzieci! O! sieroctwa bole!

O! moja przeszłość!

 

FILON

 

                        Nudzi mię ten stary,

W głowie ma jakieś bezcielesne mary,

Pewnie oszalał samotnością, postem.

 

PUSTELNIK

 

Cierpienie myśli jest kolącym ostem,

Lecz rzeczywistość… o! ta jak żelazo

Rani, zabija…

 

FILON

 

                        O tym inną razą

Mówić będziemy, a przekonam ciebie,

Że smutek serca…

 

PUSTELNIK

 

                        Niechaj cię pogrzebie,

Mdława istoto. Nic niech nic zabije;

A twój grobowiec zamknie nic.

 

FILON

 

                 O luba!

Nie znaleziony twój obraz

 

pokazując na serce

 

                        tu żyje!

Nieznalezienie gorsze niźli zguba;

Jam cię nie znalazł, a widzę przed sobą!

Idę do lasu, gdzie będę sam… z tobą…

Błogosławiony wyobraźni cudzie,

Ty mnie ocalasz!

 

odchodzi w las

 

PUSTELNIK

 

                                                              Jak szaleją ludzie!

 

wchodzi do celi

 

SCENA II

 

Inna część lasu — widać jezioro Gopło.

 

Skierka i Chochlik wchodzą

 

SKIERKA

 

Gdzie jest Goplana, nasza królowa?

 

CHOCHLIK

 

Spi jeszcze w Gople.

 

SKIERKA

 

                        I woń sosnowa,

I woń wiosenna nie obudziła

Królowej naszej? woń taka miła!

Czyliż nie słyszy, jak skrzydełkami

Czarne jaskółki biją w jezioro

Tak, że się całe zwierciadło plami

W tysiące krążków?

 

CHOCHLIK

 

                        Zanadto skoro

Zbudzi się jędza i będzie

Do pracy nas zaprzęgać. To w puste żołędzie

Wkładać jaja motylic — to pomagać mrówkom

Budującym stolice i drogi umiatać

Do mrównika wiodące… to majowym krówkom

Rozwiązywać pancerze, aby mogły latać,

To zwiedzać pszczelne ule i z otwartej księgi

Czytać prawa ulowe lub rotę przysięgi

Na wierność matce pszczelnej od zrodzonej pszczółki;

To na trzcinę jeziora zwoływać jaskółki

I uczyć budownictwa pierworoczne matki.

Już zamykać stawiane na ptaszęta klatki,

Nim jaki biedny ptaszek uwięźnie w zapadni,

Na przekór ptasznikowi; już to pani sroce

Ciągle trąbić do ucha naukę: nie kradnij;

Albo wróblowi wmawiać, że pięknie świegoce,

Aby ciągle świegotał nad wieśniaczą chatą…

Pracuj jak koń pogański, pracuj całe lato,

A zimą spij u chłopa za brudnym przypieckiem,

Między garnkami, babą szczerbatą i dzieckiem.

 

SKIERKA

 

    Bo też ty jesteś leniwy, Chochliku!

 

Patrzy na jezioro

 

    Ach, patrz! na słońca promyku

    Wytryska z wody Goplana;

    Jak powiewny liść ajeru,

    Lekko wiatrem kołysana;

    Jak łabędź, kiedy rozwinie

    Uśnieżony żagiel steru,

    Kołysze się — waha — płynie.

    I patrz! patrz! lekka i gibka,

    Skoczyła z wody jak rybka,

    Na nezabudek warkoczu

    Wiesza się za białe rączki,

    A stopą po fal przezroczu

    Brylantowe iskry skrzesza.

    Ach, czarowna! któż odgadnie,

    Czy się trzyma z fal obrączki?

    Czy się na powietrzu kładnie?

    Czy dłonią na kwiatach się wiesza?

 

CHOCHLIK

 

    Ona ma wianek na głowie…

    Czy to kwiaty? czy sitowie?

 

SKIERKA

 

    O nie… to na włosach wróżki

    Uśpione leżą jaskółki.

    Tak powiązane za nóżki

    Kiedyś, w jesienny poranek,

    Upadły na dno rzeczułki:

    Rzeczułka rzuciła wianek,

    Wianek czarny jak hebany

    Na złote włosy Goplany.

 

CHOCHLIK

 

Radzę ci, uciekajmy, mój Skierko kochany,

Wiedźma gotowa zaraz nową pracę zadać.

Albo obracać młyny, skąd woda uciekła

Biednemu młynarzowi, lub każe spowiadać

Leniwego szerszenia, nim pójdzie do piekła

Za kradzież słodkich miodów… lub malować pawie

 

SKIERKA

 

    Więc uciekaj… ja się bawię…

    Promienie słońca przenikły

    Jaskółeczek mokre piórka…

    Ożyły — pierżchły — i znikły

    Jak spłoszonych wróbli chmurka

    Królowa nasza bez ducha.

    Zadziwiona stoi, słucha;

    Nie śmie wiązać i zaplatać

    Kos rozwianych, nie wie, czemu

    Wianeczkowi uwiędłemu

    Przyszło ożyć? skąd mu latać?
    Goplano! Goplano! Goplano!

 

Wchodzi Goplana

 

GOPLANA

 

Narwij mi róż, Chochliku! poleciał mój wianek.

 

CHOCHLIK

 

Już się zaczyna praca.

 

Chochlik odchodzi mrucząc

 

GOPLANA

 

Czy to jeszcze rano?

 

SKIERKA

 

Pierwsza wiosny godzina.

 

 

GOPLANA

 

                        Ach! gdzież mój kochanek?

 

SKIERKA

 

    Co mi rozkażesz, królowo?

    Zadaj piękną jaką pracę.

    Winąć tęczę kolorową,

    Albo budować pałace,

    Powojami wiązać dachy,

    I opierać kwiatów gmachy

    Na kolumnach malw i dzwonów

    Lazurowych.

 

GOPLANA

 

zamyślona

 

                        Nie!

 

SKIERKA

 

                                     Chcesz tronów

    Z wypłakanych nieba chmurek?

    Czy ci przynieść pereł sznurek?

    Z owych pereł, które dają

    Lep na ptaszki; ale mają

    Takie blaski, takie wody,

    Jak kałakuckie jagody.

    Chcesz? lecę na trzęsawice,

    Dojrzę — dogonię — pochwycę —

    Błędnego moczar ognika;

    I zaraz w lilijkę białą

    Oprawię jak do świecznika,

    I nakryję białym dzwonkiem,

    By ci świecił… Czy to mało?

    Rozkaż, pani! Co pod słonkiem,

    Co na ziemi, wszystko zniosę:

    Drzewa, kwiaty, światło, rosę.

    Co nad ziemią, w ziemi łonie:

    Dźwięki, echa, barwy, wonie,

    Wszystko, o czym kiedy śniły

    Myśli twoje w jezior burzy

    Kołysane.

 

GOPLANA

 

                        Skierko miły,

    Ja się kocham.

 

SKIERKA

 

                        W czym? czy w róży

    Bezcierniowej? czy w kalinie?

    W czterolistnej koniczynie?

    Może w kwiatku: „niech Bóg świeci”,

    Który posadzi macocha

    Na grobie mężowskich dzieci?

    Może w Magdaleny nitce,

    Co bez wiatru leci płocha?

    Może w białej margieritce,

    Co piątym listkiem: „nie kocha”

    Zabiła młodą pasterkę?

    W czym się kochasz? poszlij Skierkę,

    A przyniesie ci kochanka,

    I wplecie do twego wianka,

    I będziesz go wiecznie miała,

    Pieściła i całowała

    Do przyszłej wiosny poranka,

    Do drugiego kwiatów wieku.

 

GOPLANA

 

Ach! ja się kocham, kocham się w człowieku!

 

SKIERKA

 

To ludzkie czary.

 

GOPLANA

 

                        Tej zimy, gdym usnęła

Na skrysztalonym łożu, światło mię jakieś

Z głuchego snu gwałtownie ocuciło.

Otwieram oczy — patrzę… płomień czerwony

Jako pożaru łuna bije przez lody

I słychać głuchy huk. Rybacy to rąbali

Przełomkę biednym rybkom zdradliwą… Nagle

Okropny krzyk — w przełomkę człowiek pada.

Na moje upadł łoże; a czy to światło

Podobne barwie róż, które świeciło

W moim pałacu szklistym? czy też prawdziwe

Róże na jego licach śmiercią mdlejące;

Ale się piękny wydał — ach! piękny tak, że chciałam

Zatrzymać go na wieki w zimnych pałacach,

I nie rozwiązać z wieńca ramion, i przykuć

Łańcuchem pocałunków. Wtem zaczął konać…

Musiałam wtenczas, ach! musiałam go wypuścić!

Gdybym przynajmniej mogła była go wynieść

Z wody na rękach moich, usta z ustami

Spoić i życie wlać w ostygłe jego piersi;

Ale ty wiesz, co to za męka dla nas,

Kiedy podobne kwiatom, musiemy składać

Rumieniec nasz i piękne barwy wiosny,

I do kamieni białych podobne leżyć

W głębiach jeziora. Taką ja wtenczas byłam.

Musiałam leżeć na dnie, ani się płocho

Na światło dnia wyrywać. Na pół martwego

Wyniosłam drżącą ręką i przez otwory

W lodzie wybite rzucam: sama boleśnie

Wracam na puste łoże, na zimne łoże;

A serce moje rozdarł okrzyk rybaków,

Którzy witali wtenczas, gdy ja żegnałam.

Jakżem czekała wiosny, przyszła nareszcie!

Z miłością w moim sercu budzę się… kwiaty

To nic przy jego licach — gwiazdy gasną

Przy jego jasnych oczach… Ach! kocham! kocham!

 

SKIERKA

 

Ktoś idzie tutaj lasem.

 

GOPLANA

 

                        To on! to on! mój miły.

Bądź niewidomym, Skierko.

 

Skierka odchodzi.

 

                      Wchodzi na scenę Grabiec — rumiany — w ubiorze wieśniaka

 

GRABIEC

 

                        Ach, cóż to za panna?

Ma twarz, nogi, żołądek — lecz coś niby szklanna.

Co za dziwne stworzenie z mgły i galarety!

Są ludzie, co smak czują do takiej kobiety;

Ja widzę coś rybiego w tej dziwnej osobie.

 

GOPLANA

 

Jak się nazywasz, piękny młodzieńcze?

 

GRABIEC

 

                        Nic sobie…

 

 

 

GOPLANA

 

Miły nic sobie!

 

GRABIEC

 

                        Jakżeś głupia, mościa pani —

Nic sobie, to się znaczy, że nic nie przygani

Mojej piękności… to jest, żem piękny. A zwę się

Grabiec.

 

GOPLANA

 

                        Cóż cię za anioł obłąkał w tym lesie?

 

GRABIEC

 

Proszę, co za ciekawość w tym wywiędłym schabku!

 

GOPLANA

 

Proszę cię, panie Grabiec!

 

GRABIEC

 

                        Wolno mówić: Grabku!

Panie Grabku!

 

GOPLANA

 

Któż jesteś?

 

GRABIEC

 

                        Aśćki panny sługa…

A pytasz, kto ja jestem?… to historia długa;

W naszym kościółku stały ogromne organy,

Mój tata grał na dudach; pięknie grywał pjany,

Ale kiedy na trzeźwo, okropnie rzępolił;

Do tego był balwierzem i wieś całą golił,

Golił i grał na dudach, bo golił w sobotę,

Na dudach grał w niedzielę; a miał taką cnotę,

Że nie pił, kiedy golił, a pił, kiedy grywał.

I wszystko szło jak z płatka. Wtem kogut zaśpiewał

I mój ojciec małżeństwem z żoną los zespolił.

Panna młoda wąs miała, ojciec wąs ogolił

I wszystko szło jak z płatka. Lecz tu nowe cuda!

Żona grała na dudach, a tatuś był duda;

Grała więc po tatusiu i dopóty grała,

Aż go na cmentarzyku wiejskim pogrzebała.

Ja zaś, pośmiertne dzieło pana organisty,

Jestem, jak mówią, ojca wizerunek czysty,

Bo lubię stary miodek i kocham gorzonnę,

I uciekam od matki…

 

GOPLANA

 

                        Słowa jego wonne

Przynosi wiatr wiosenny do mojego ucha…

O luby! ja cię kocham…

 

GRABIEC

 

                        Coż to za dziewucha?

Obcesowo zaczyna. Wprawdzie to nie dziwy.

Ilekroć przez wieś idę, to serca jak śliwy

Lecą pod moje nogi… wołają dziewczęta:

Panie Grabku! Grabiątko, niech Grabiec pamięta,

Że jutro grabim siano — pomóż, Grabku, grabić.

A to znaczy, że za mnie dałyby się zabić,

I to, że się na sienie dadzą pocałować.

 

GOPLANA

 

Czy mię kochasz, mój miły…?

 

GRABIEC

 

                        Ha!… trzeba skosztować…

Na przykład… daj całusa…

 

GOPLANA

 

                        Stój!… pocałowanie

To ślub dla czystych dziewic. Na dziewiczym wianie

Za każdym pocałunkiem jeden listek spada.

Nieraz dziewica czysta i smutkami blada

Dlatego, że spadł jeden liść u serca kwiatu,

Nie śmie kochać i daje pożegnanie światu,

I do mogiły idzie nigdy nie kochana.

 

GRABIEC

 

Coś waćpanna jak mniszka.

 

GOPLANA

 

                                                 Raz pocałowana,

Będę twoją na wieki — i ty mój na wieki…

 

GRABIEC

 

Ha, pocałunek bliski, a ten „mój” daleki.

 

Całuje

 

GOPLANA

 

O mój luby!...

 

GRABIEC

 

                        Dalibóg… pfu!… pocałowałem

Niby w pachnącą różę… pfu… róża jest ciałem,

Ciało jest niby różą… niesmaczno!…

 

GOPLANA

 

                                              Mój drogi!

Więc teraz co wieczora na leśne rozłogi

Musisz do mnie przychodzić. Będziemy błądzili,

Kiedy księżyc przyświeca, kiedy słowik kwili,

Nad falą szklistych jezior, pod wielkim modrzewiem

Będziemy razem marzyć przy księżycu…

 

GRABIEC

 

do siebie

 

                        Nie wiem,

Co odpowiedzieć babie…

 

GOPLANA

 

                        Ty smutny? ty niemy?

O! my z tobą będziemy szczęśliwi!

 

GRABIEC

 

                                                                       Będziemy,

Lecz nie wieczorem — i nie przy jeziorze…

 

GOPLANA

 

                                                                                                            Czemu?

 

GRABIEC

 

Bo ja nie lubię wody jak wściekły.

 

GOPLANA

 

                                                                                             Mojemu

Kochankowi rwać będę poziomki, maliny.

 

GRABIEC

 

Lecz ja nie lubię malin… a kiedy dziewczyny

Niosą dzbanek na głowie, nieraz zrzucam dzbanek,

Ale to nie dla malin.

 

GOPLANA

 

                        Lecz ty mój kochanek…

Ty musisz lubić kwiaty… Więc przyjdź co wieczora.

 

GRABIEC

 

A to już tego nadto!… co za nudna zmora!

Nie przyjdę w żaden wieczór…

 

GOPLANA

 

                        Dlaczego?

 

GRABIEC

 

                                                             Za borem

Pewna dziewczyna czeka na Grabka wieczorem.

 

GOPLANA

 

Dziewczyna?

 

GRABIEC

 

                        Tak… dziewczyna…

 

GOPLANA

 

                        Czy piękna dziewczyna?

 

GRABIEC

 

Ha?… co pannie do tego?… zwie się Balladyna.

 

GOPLANA

 

Siostra Aliny?… córka wdowy?… ale ona

Złe ma serce…

GRABIEC

 

                        Waćpanna, widzę, coś szalona…

Nie wierzę w babskie dziwy, sądy i przestróżki

Wszystkie dziewczęta, które mają małe nóżki,

To mają piękne usta i serca — a właśnie

Ona piękną ma nóżkę…

 

GOPLANA

 

zapalając się

 

                        Niech słońce zagaśnie,

Jeśli mi ciebie kto wydrze, kochanku.

Ty jesteś moim! moim! moim wiecznie!

Choćbyś miał księżyc za ślubny pierścionek,

Choćbyś miał księżyc, to ja go rozłamię,

Zagaszę księżyc, który cię prowadzi

Do pocałunków, do kochanki domu.

Ach bądź mi wiernym! błagam cię! zaklinam!

Na twoje własne szczęście. Ach! zaklinam!

Bo zginiesz, luby… nie… razem zginiemy,

Ale ty zginiesz także, gdy ja zginę…

Więc nie chcę zginąć, abyś ty nie zginął.

Przynajmniej dzisiaj nie chodź tam wieczorem,

Przynajmniej dzisiaj nie chodź tam… ja każę…

 

GRABIEC

 

A któż ty jesteś, co każesz?

 

GOPLANA

 

                                                                              Królowa!

Królowa fali, Goplana.

 

GRABIEC

 

                        Ej!… w nogi!

Jezus Maryja! a tom popadł w biedę,

Szatana żona chce być moją żoną.

 

Grabiec ucieka

 

GOPLANA

 

sama

 

Niech słońce gaśnie! Niechaj gwiazdy toną

W bezdrożne niebo! Niechaj róże więdną!

Co mi po słońcu, po gwiazdach, po kwiatach,

Wolę je stracić niż kochanka stracić.

Co mam potęgi, co nadprzyrodzonej

Siły nad światem, to obrócę na to,

Aby to serce podbić i mieć moim…

Skierko! Chochliku!…

 

SKIERKA

 

Skierka przybiega

 

                        Czy słyszałeś, Skierko,

Moją rozmowę z kochankiem? aniołem?

 

SKIERKA

 

Nie karz… ciekawość… szczera moja skrucha,

Biały powoju kwiatek uszczyknąłem

I końcem różka włożywszy do ucha

Słyszałem… przez kwiat…

 

GOPLANA

 

                                                                            Gdzie Chochlik?

 

SKIERKA

 

                                                                               Leniwy

Ciągnie się z wiankiem…

 

Wchodzi Chochlik z wiankiem

 

GOPLANA

 

                        A wstydź się, Chochliku!

Patrz, coś ty narwał chwastu i pokrzywy,

Brzydkich piołunów, koniczyn, trawniku.

 

SKIERKA

 

Pozwól mi, pani, niech ja go wysiekę

Za taki wianek…

 

CHOCHLIK

 

                        Ej!… ja cię urzekę…

 

GOPLANA

 

Słuchajcie mię cicho, diabliki…

Oto, Chochło, polecisz za moim kochankiem;

Idź przy nim, przed nim, za nim, jak skoczne ogniki,

I błąkaj po murawach tak, by przed porankiem

Nie trafił do mieszkania, ani do tej chaty,

Gdzie mieszkają dwie piękne dziewczęta — dwa kwiaty,

Córki wdowy… rozumiesz… a o wschodzie słońca

Tu miłego przyprowadź.

 

CHOCHLIK

 

                                                                 Będę go bez końca

Błąkał i sadzał w błocie… cha! cha! cha! cha! cha! cha!

 

Odchodzi Chochlik

 

GOPLANA

 

    A ty, mój Skierko, leć na mały mostek,

    Gdzie jest mogiła samobójcy stracha

    Ukryj się w łozy zarostek.

    Za godzinę przez ten mostek

    Będzie jechał pan bogaty,

    Ustrojony w złote szaty,

    Jak do ślubu — bez oręży,

    I kareta złotem błyska,

    I pięć rumaków w zaprzęży;

    Cztery karych i klacz biała

    Przodem lecąc iskry ciska.

    A na mostku wypróchniała

    Leży belka drżąca, śliska.

    Czy rozumiesz?

 

SKIERKA

 

                        Wywrócić?

 

GOPLANA

 

skłaniając głową

 

                        Lecz nie szkodzić żywym

    Ani ludziom, ni koniom.

 

SKIERKA

 

                        A potém?

 

 

 

 

GOPLANA

 

    Tego pana w płaszczu złotym

    Hymnem wiatru czułym, tkliwym

    Zaprowadzić aż do chaty,

    Gdzie mieszka uboga wdowa

    I dwie młode córki chowa.

    Uczyń tak, by pan bogaty

    Wziął tam żonę i we dwoje

    Odjechał złotą karetą.

    Luby Skierko! dziecię moje!

 

SKIERKA

 

    Dziewczyna będzie kobietą,

    Nim dwa razy słońce zaśnie,

    Nim dwa razy księżyc zgaśnie.

 

Odlatuje

 

GOPLANA

 

sama

 

Więc rozesłałam sylfy; niechaj pracują

Na moje szczęście. Teraz nie idzie o to,

Aby wojskami kwiatów zdobywać niwy;

Nie kwiatów strzec mi teraz, nie tęcze winąć,

Ani słowiki uczyć piosenek, ani

Budzić jaskółki wodne… kocham!… ginę!…

A jeśli on mię kochać nie będzie? cała

W mgłę się rozpłynę białą, i spadnę łzami

Na jaki polny kwiat, i z nim uwiędnę.

 

Rozpływa się w powietrzu

 

SCENA III

 

Chata Wdowy

 

Wdowa i córki jej Balladyna i Alina wchodzą z sierpami

 

WDOWA

 

Zakończony dzień pracy. Moja Balladyno,

Twoje rączki od słońca całe się rozpłyną

Jak lodu krysztaliki. Już my jutro rano

Z Alinką na poletku dożniemy ostatka;

A ty, moje dzieciątko, siedź sobie za ścianą…

 

ALINA

 

Nie! nie, nie, jutro odpoczywa matka,

A my z siostrzycą idziemy na żniwo.

Słoneczko lubi twoję główkę siwą

I leci na nią by natrętna osa

Do białych kwiatków; ani go od włosa

Liściem odpędzić; że też nigdy chmurki

Bóg nie nadwieje, aby cię zakryła.

O! biedna matko!

 

WDOWA

 

                        Dobre moje córki,

Z wami to nawet ubożyzna miła;

A kto posieje dla Boga, nie straci.

Zawsze ja myślę, że wam Bóg zapłaci

Bogatym mężem… a kto wie? a może

Już o was słychać na królewskim dworze?

A my tu żniemy, aż tu nagle z boru

Jaki królewic — niech i kuchta dworu

Albo koniuszy — zajeżdża karetą…

I mówi do mnie: podściwa kobieto,

Daj mi za żonę jedną z córek. — Panie!

Weź Balladynę, piękna jak dziewanna. —

Tobie się także, Alino, dostanie

Rycerz za męża… ale starsza panna

Powinna prędzej zostać panną młodą.

W rzeczułkach woda goni się za wodą.

Mój królewicu, żeń się z Balladyną.

 

BALLADYNA

 

Gdzie ty mój grzebień podziałaś, Alino?

Co ty tam słuchasz, jak się matce marzy.

 

ALINA

 

Wiesz, Balladyno, że to jej do twarzy,

Kiedy śni głośno, kiedy się uśmiécha.

 

WDOWA

 

do Balladyny

 

Dobrze ty mówisz! Chata taka licha,

A mnie się marzy Bóg wie nie co… Ale
Bogu się także w wiekuistej chwale

Musi coś marzyć… a gdyby też Bogu
Chciało się matce dać złotego zięcia…

BALLADYNA

 

Ach! słychać jakiś tarkot na rozłogu,

Jedzie gościńcem dwór jakiegoś księcia.

Pięć koni… złota kareta… ach, kto to?…

Jedzie aleją… Jak to pięknie złoto

Między drzewami błyska!… Ach! mój Boże,

Co im się stało?… śród naszego mostu

Powóz prrr… stanął… i ruszyć nie może…

 

WDOWA

 

Pewnie chcą konie napoić…

 

BALLADYNA

 

                                                                   Ot właśnie!

Pan poi konie na drodze po prostu…

 

WDOWA

 

Ha! jeśli pić chcą…

 

ALINA

 

                        Już słoneczko gaśnie,

Trzeba zapalić sosnowe łuczywo…

 

BALLADYNA

 

biegnąc od okna

 

Ach, lampę zaświeć… ach, lampę… co żywo…

O! gdzie mój grzebień?

 

Słychać pukanie do drzwi

 

WDOWA

 

                                              Cóż to? co?… ktoś puka…

Otwórz, Bladyno.

 

BALLADYNA

 

                        Niech siostra otworzy…

 

WDOWA

 

Prędzej otwórzcie… ktoś do chaty stuka.

 

ALINA

 

Ach, ja się boję…

 

WDOWA

 

                        Niech wszelki duch boży

Boga wychwala… ja odemknę chatę…

 

Patrzy przez dziurkę od klucza

 

O, jakie stroje złocisto–bogate!

 

Otwiera

 

Czy w imię Boga?…

 

Kirkor wchodzi

 

KIRKOR

 

                        Tak, z Boga imieniem,

Proszę wybaczyć, ale nad strumieniem

Mostek pod moim załamał się kołem,

Szukam schronienia…

 

WDOWA

 

                        Proszę poza stołem,

Mój królewicu, siadać — proszę siadać.

Chata uboga — raczyłeś powiadać,

Że powóz… O! to nieszczęście! — Dziewczęta!
To moje córki, jasny królewicu —

A to już dawno człowiek nie pamięta

Takich przypadków, chyba przy księżycu

Młynarz, co jechał przeszłej wiosny.

 

BALLADYNA

 

                                                              Matko,

Dosyć — daj panu mówić…

 

Wchodzi Skierka niewidzialny dla aktorów

 

KIRKOR

 

                        Przed tą chatką

Słyszałem dźwięki luteń… czy to córki

Wasze grywają na lutni?

 

 

WDOWA

 

                        Przepraszam —

Nie… królewicu…

 

SKIERKA

 

                        Z niewidzialnej chmurki

Sympatycznymi kwiaty poukraszam

Obie dziewice, bo moja królowa

Nie powiedziała, do której nakłonić

Serce Kirkora… Muzyka echowa

Zacznie hymnami powietrznymi dzwonić;

A wieniec kwiatów taką woń rozleje,

Że serce tego człowieka omdleje,

Że jednym sercem dwa serca pokocha.

 

Wkłada wieńce kwiatów na głowy dziewicom — słychać muzykę

 

WDOWA

 

Może królewic chce odpocząć trocha?…

 

KIRKOR

 

z zadziwieniem i niespokojnością

 

Odpocząć, kiedy dźwięki takie cudne

Słyszę… Dziewice, wasze są to pieśni?…

Słyszę śpiewanie…

 

ALINA

 

                        Czy się panu nie śni?

Tu w chacie… cicho…

 

KIRKOR

 

                        Ach! jakże mi nudne

Wspomnienie zamku pustego!…

 

SKIERKA

 

na stronie

 

                        Czar działa…

 

 

 

KIRKOR

 

Z jakich kadzideł ta woń się rozlała?…

To z pewna wasze wieńce, uroszone

Łzami wieczora, dają takie wonie?

 

BALLADYNA

 

Lecz my nie mamy wieńców.

 

Wchodzi Sługa Kirkora bogato ubrany

 

SŁUGA

 

                        Naprawione

Koło w powozie…

 

KIRKOR

 

                        Wyprząc z dyszla konie,

Ja tu zostanę…

 

Sługa odchodzi

 

WDOWA

 

                        Cóż to za zjawienie?

Królewic w chacie! Na jakim on sienie

Spać będzie?… Jemu listki róży cisną…

 

KIRKOR

 

do siebie

 

Prawdę wróżyłeś, pustelniku stary:

Gdzie okienkami dwie różyczki błysną,

Gdzie dach słomiany…

 

SKIERKA

 

do siebie

 

                        Zakończone czary…

 

KIRKOR

 

 do wdowy

 

Słuchajcie, matko! na świat wyjechałem

Szukać ubogiej i cnotliwej żony;

Dalej nie jadę, bo tu napotkałem

Cudowne bóstwa!… O! gdybym dwa trony —

Ach! powiem raczej, gdybym miał dwa serca!

Lecz zdaje mi się, że dwa serca noszę…

Dwóma sercami o dwie córki proszę;

Ale Bóg jedną tylko wziąć pozwala

I do ślubnego prowadzić kobierca;

Więc trzeba wybrać… Czemuż losu fala

Rozbiła serce moje o dwie skały?

Ach, czemuż oczy pierwej nie wybrały

I nie powiodły czucia? Dziś nie umiem

Wybrać…

 

WDOWA

 

                        Ja ciebie, panie, nie rozumiem…

 

KIRKOR

 

Proszę o rękę jednej z córek… może

Słyszałaś kiedy o hrabi Kirkorze,

Co ma ogromny zamek, cztery wieże,

Złocisty powóz, konie i rycerze

Na swych usługach?… Otóż Kirkor… to ja…

Proszę o jedną z córek…

 

WDOWA

 

                                              Córka moja?…

Ja dwie mam córki — ale Balladyna…

 

KIRKOR

 

Czy starsza?

 

WDOWA

 

                        Tak jest… a młodsza Alina

Także jak anioł…

 

KIRKOR

 

do siebie

 

                        Jaki wybór trudny!

Starsza jak śniegi — u tej warkocz cudny,

Niby listkami brzoza przyodziana;

Ta z alabastrów — a ta zaś różana —

Ta ma pod rzęsą węgle — ta fijołki —

Ta jako złote na zorzy aniołki,

A ta zaś jako noc biała nad rankiem.

Więc jednej mężem — drugiej być kochankiem;

Więc obie kochać, a jedną zaślubić?

Lecz którą kochać? którą tylko lubić?…

Niech się przynajmniej z ust różanych dowiem,

Która mnie kocha?…

 

Do dziewic

 

                        Moje smugłe łanie,

Czy mnie kochacie?

 

BALLADYNA

 

                        Ach! ja ci nie powiem:

Nie… ale nie śmiem wymówić: tak, panie —

Może ty zgadniesz, choć będę milczała:

Zgadnij, rycerzu.

 

KIRKOR

 

do Aliny

 

                                                             A ty, różo biała?

 

ALINA

 

rzucając się na łono matki

 

Kocham…

 

KIRKOR

 

                                         Obiedwie kochają.

 

WDOWA

 

                                             Zapewne,

Że muszą kochać!… tożby to dopiero,

Gdyby nie kochać rycerza, co szczerą

Mógłby za żonę wziąć sobie królewnę,

Piękny i śmiały.

 

KIRKOR

 

                        Któraż z was, dziewice,

Będzie mię więcej kochała po ślubie?

Jak będzie kochać? lubić, co ja lubię?

Jak mi rozchmurzać gniewu nawałnice?

 

 

BALLADYNA

 

O panie! jeśli w zamku są czeluście,

Z czeluści ogień bucha, a ty każesz

Wskoczyć — to wskoczę. Jeśli na odpuście

Ksiądz nie rozgrzeszy, to wezmę na siebie

Śmiertelne grzechy, którymi się zmażesz.

Jeżeli dzida będzie mierzyć w ciebie,

Stanę przed tobą i za ciebie zginę…

Czegóż chcesz więcej?…

 

WDOWA

 

                        Weź! weź Balladynę

Szczera jak złoto.

 

KIRKOR

 

do Aliny

 

                        A ty, młodsza dziewo,

Co mi przyrzekasz?

 

ALINA

 

                        Kochać i być wierną.

 

KIRKOR

 

Ach, nie wiem, której oddać rękę lewą

Jako szwagierce — a której z pierścionkiem

O! gdybym ujrzał tę gwiazdę przedsterną,

Co wiodła króle do Dzieciątka żłobu!

Serce mam jedno, a ciągnie do obu.

Którą odrzucić? której być małżonkiem?

Obie kochają, więc niesprawiedliwość

Poniesie jedna, jeśli wezmę drugą.

W obojgu jedna prostota i tkliwość,

W obojgu miłość jednaką zasługą…

Którą tu wybrać?…

 

ALINA

 

                        Jeśli mnie wybierzesz,

Szlachetny panie, to musisz obiecać,

Że mię do zamku twojego zabierzesz

Z matką i siostrą… Bo któż będzie matce

Gotować garnek? kto ogień rozniecać?

Ona nie może zostać w biednej chatce,

Kiedy ja będę w pałacach mięszkała.

Patrz, ona siwa jak różyczka biała.

O! widzisz panie… musisz także ze mną

I matkę zabrać…

 

KIRKOR

 

                        O! jakąż tajemną

Rozkoszą serce napełnia… o! miła…

 

WDOWA

 

Lecz Balladyna to samo mówiła

W sercu i w myśli… Wierzaj mi, rycerzu,

I Balladyna kocha matkę starą.

 

KIRKOR

 

Jużem był wybrał i znów mi w puklerzu

Dwa serca biją…

 

BALLADYNA

 

                        Byłabym poczwarą

Niegodną twojej ręki, ale piekła,

Żebym się matki kochanej wyrzekła.

Prócz matki, siostry, wszystko ci poświęcę.

 

KIRKOR

 

Oślepionego chyba losu ręce

Wskażą mi żonę…

 

SKIERKA

 

śpiewa do ucha Wdowy

 

    Matko, w lesie są maliny,

    Niechaj idą w las dziewczyny.

    Która więcej malin zbierze,

    Tę za żonę pan wybierze.

 

 

WDOWA

 

                        Coś matce staruszce

Przyszło do głowy… Mój ty królewicu,

Jeśli pozwolisz twej pokornej służce

To ci poradzi, piękny krasnolicu.

Oto niech rankiem idą w las dziewczyny,

A każda weźmie dzbanek z czarnej gliny;

I niechaj malin szukają po lesie,

A która pierwsza dzban pełny przyniesie

Świeżych malinek, tę weźmiesz za żonę.

 

KIRKOR

 

Wyborna rada… O! złota prostoto!

Ty mi dasz szczęście niczym nie skłócone,

Dnie rozkoszami przeplatane z cnotą.

Tak, moja matko… niech o słońca wschodzie

W las idą córki z dzbankami na głowie.

A my w lipowym usiądziemy chłodzie;

Która powróci pierwsza, ta się zowie

Hrabini Kirkor… Sądź sam, wielki Boże.

 

WDOWA

 

Królewic znajdziesz w tej chateczce łoże,

Pachnące siano zakryte bielizną.

Wierzaj mi, panie, żabki się nie wślizną

Do twego sianka… proszę do alkowy.

 

KIRKOR

 

Klaszcze, wchodzi Sługa

 

Przynieś z powozu puchar kryształowy,

Wino i zimne żubrowe pieczywo…

 

Sługa odchodzi

 

Bądźcie mi zdrowe, piękne narzeczone…

 

Odchodzi do alkowy poprzedzany przez Wdowę

 

ALINA

 

Siostrzyco moja… o! jakież to dziwo,

O! jakie szczęście!

 

BALLADYNA

 

                        Jeszcze nie złowione,

To szczęście, siostro, może nie dla ciebie…

 

ALINA

 

O! moja siostro… wszakże to na niebie

Jeśli nie słońce, to gwiazdy nad głową;

Jeśli nie będę panią Kirkorową,

To będę pani Kirkorowej siostrą.

A tobie jutro trzeba wziąć się ostro

Do tych malinek, bo wiesz, że ja zawsze

Uprzedzam ciebie i mam pełny dzbanek.

Nie wiem, czy na mnie jagody łaskawsze

Same się tłoczą… czy tam… twój kochanek…

 

BALLADYNA

 

Milcz!…

 

ALINA

 

                        Ha, siostrzyczko? a ja wiem, dlaczego

Malin nie zbierasz…

 

BALLADYNA

 

                        Co tobie do tego?

 

ALINA

 

Nic… tylko mówię, że ja bym nie chciała

Rzucić kochanka ani dla rycerza,

Ani dla króla… a gdybym kochała,

Wzajem kochana, rolnika, pasterza,

To już by żaden Kirkor…

 

BALLADYNA

 

                        Nie chcę rady

Od głupiej siostry…

 

Słychać klaskanie za chatą — Balladyna zapala świeczkę
i ukrywszy ją w dłoni wychodzi

 

ALINA

 

                        Ha!… zaklaskał w borze —

Wyszła ze świeczką… O, mój wielki Boże!

Co tam pan Grabek powie na te zdrady.

Bo też ta siostra chce iść za Kirkora,

A jam widziała na kwiatkach ugora,

Ba! i pod naszą osiną słyszałam

Sto pocałunków… przebacz mi, o! Chryste,

Że sądzę miłość, której ach! nie znałam…

 

Klęka

 

Widzisz, mój Boże! ja mam serce czyste,

A przysięgając nie złamię przysięgi…

Boże! ptaszęta u twojej potęgi

Mogą uprosić o wiszeńkę czarną,

Jaskółkom w dziobek dajesz muszkę marną.

Jeśli ty zechcesz, Boże mój jedyny,

Gdzie stąpię… wszędzie czerwone maliny…

 

Siada na ławie i usypia

 

SKIERKA

 

śpiewa

 

    Niech sen szczęścia pozłacany

    Zamyka oczy dziewczyny…

    A ja lecę do Goplany…

 

Odchodzi

 

ALINA

 

przez sen

 

Wszędzie maliny! maliny! maliny…

 

KONIEC AKTU PIERWSZEGO

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

AKT DRUGI

 

SCENA I

 

Las przy jeziorze Gople. — Wschód słońca. — Chochlik i Grabiec
w czerwone błoto trzęsawic uwalany — i dobrze podpiły

 

GRABIEC

 

Nie pójdę krokiem dalej.

 

CHOCHLIK

 

                        Ale tu już blisko

Do twojego domostwa.

 

GRABIEC

 

                        Moje czarne psisko,

Nie wierzę tobie… bo mię błąkasz — sadzasz w błocie

I wykręcasz ogonem… Nie… mój czarny kocie,

Chciałem ciebie pogłaskać, a ogień wytrysnął…

Spać chcę.

 

CHOCHLIK

 

                        Zażyj tabaki…

 

GRABIEC